Po lodowatym pożegnaniu przez rodzinę, taksówka zawiodła rozdygotaną Kassandrę na wschodnie obrzeża Sunset Valley. Tutejsze tereny zdawały się równie zalesione co okolice Cmentarnego Dworu, wydawały się jednak... dużo jaśniejsze, weselsze. Już przez okno pojazdu nastolatka ujrzała pokaźne domostwo i ogród pełen rozmaitych kwiatów. Przed wejściem rozstawione były stragany pełne jesiennych owoców i warzyw. W przeciwieństwie do rodzinnego domu - to miejsce tętniło życiem.
Cornel z niewymuszonym spokojem wyprowadził delikatnie nastolatkę przed domostwo. Oprócz wizualnych doświadczeń Kassandra poczuła niesłychaną dotąd gamę wspaniałych zapachów. Świeża trawa, urokliwie swojska lawenda, płożące się potulnie wrzosy i... nawet woń dojrzałych pomidorów ze straganu? Mimo to dziewczyna nie potrafiła zrobić następnego kroku. To gospodarstwo, ta rodzina... Nie mogła pojąć, że teraz tu przyjdzie jej mieszkać. "Jestem intruzem, niepasującym elementem..."
Oczy ponownie zabłysnęły od łez. Chłopak błyskawicznie przytulił Kassandrę, chroniąc ramionami przed nieprzyjaznym światem.
- Nie bój się mojej rodziny, Słoneczko - wyszeptał ciepło do jej ucha - oni o wszystkim wiedzą i czekają na ciebie serdecznie. Dziewczyna z trudem stłumiła kolejną salwę płaczu, ściskając Sima z całych sił. W końcu po długich namowach oboje wzięli bagaże i muskani promieniami jesiennego słońca otworzyli drzwi wejściowe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy